Draco&Hermione

Draco&Hermione
Draco&Hermione

środa, 28 czerwca 2017

Rozdział 3

"Miłość ich odnajdzie, choć nie szuka.
Do każdego serca chcesz czy nie chcesz wnet zapuka"
Budka Suflera - Adam i Ewa



   Wchodząc do pokoju wspólnego Hermiona nadal była w szoku. McGonagal na miotle?! To się wydawało absurdalne ale przecież na własne oczy ją widziała. Nauczycielka nie zeszła z niej nawet gdy z nimi rozmawiała. Ciekawe co ją skłoniło do tego, żeby latać po szkole. W końcu to było surowo zabronione, a kto jak kto ale nowa dyrektorka Hogwartu skrupulatnie dbała o przestrzeganie zasad.
    To zabawne, bo przed przyjazdem do szkoły gryfonka myślała, że ostatni rok będzie spokojny i niczym jej nie zaskoczy. Teraz już wiedziała jak bardzo się myliła. Na samą myśl o tym zaśmiała się pod nosem z samej siebie. Hogwart miałby jej niczym nie zaskoczyć. Przypomniała sobie te wszystkie lata, kiedy chodziła tu jeszcze z chłopakami. Nie to niemożliwe, Hogwart nigdy nie przestanie jej zadziwiać.
    - Z czego się śmiejesz, Hermiona?
    Pytanie Nevilla wyrwało ją z zamyślenia. Czarodziej siedział w fotelu a koło niego byli jeszcze Seamus i Colin.
    - Jak wam powiem to nie uwierzycie. - odpowiedziała podekscytowana dziewczyna siadając na fotelu obok niego - Widziałam McGonagal latającą na miotle!
    - No nie gadaj! - krzyknął Seamus - Ale gdzie...
    - Ciszej bądź - syknął Neville - Wszyscy się na nas gapią.
    Hermiona, Seamus i Colin rozejrzeli się i musieli przyznać mu rację. Gryfonka nie przekazała najnowszego odkrycia zbyt cicho i ci, którzy to słyszeli słuchali z zainteresowaniem a krzyk Finnigana przyciągnął spojrzenia reszty. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza. Jutro tematem numer jeden będzie McGonagal latająca na miotle po szkole. Dziewczyna już teraz zaczęła w duchu prosić Merlina, żeby tylko nauczycielka się o tym nie dowiedziała.
    - Dobra ja spadam. Jutro zaczynam zajęcia od ósmej. Do jutra.
    Colin mówił to tak niepewnym glosem jakby rozmawiał z samym świętej pamięci Aragogiem. Reszta nadal była w szoku po zobaczeniu ile osób ich słuchało, więc nawet nie odpowiedzieli młodszemu koledze. Mimo to gryfon nie miał do nich pretensji. Jego również krępowała zaistniała sytuacja.
    Nie było się czemu dziwić. Trójka uczniów znalazła się nagle w centrum uwagi. Reszta gryfonów patrzyła się na nich bez skrepowania, wytrzeszczając oczy. Niektórzy mieli nawet otwarte usta. Wygladali dokładnie tak, jak wyglądała Hermiona, gdy zobaczyla dyrektorkę Hogwartu siedzącą na miotle.
    - To-o-o ja t-t-t-te-e-ż już p-p-pójdę.
    Wyjąkała dziewczyna i wstała z fotela udając się do swojego dormitorium.
    - Miona, poczekaj. - Parvati szybko podeszła do niej - Idę z tobą.
    Hermiona była jej wdzięczna jak nigdy wcześniej. Całe zgromadzenie chociaż na chwilę zwróciło swoją uwagę na jednej z bliźniaczek.
    - No chodź, chyba że na coś czekamy?
    - Nie, chodźmy.
    Gdy były już w dormitorium dziewczyny rzuciły się na swoje łóżka. Najlepsza uczennica Hogwartu cieszyła się, że w wyglądzie pokoi nic się nie zmieniło. Nadal królowały w nich szkarłat i złoto - kolory Gryffindoru. W ich komnacie znajdowało się cztery łóżka a nad każdym z nich wisiał baldachim. W ścianach były dwa okna w gotyckim stylu z szerokimi parapetami a na podłodze leżał gruby i mięciutki dywan. Jako jedyny miał inną barwę. Był szary, co dawało całkiem przyjemny kontrast.
    Hermiona wstała i wzięła do ręki swój plan. Jutro zaczynała dopiero o dziesiątej i pierwsze miała eliksiry. Spakowała książki i zeszyty na jutro, po czym zaczęła szykować ubrania.
    - Całe szczęście, że musimy nosić mundurki. - powiedziała - przynajmniej nie ma dylematu, w co się jutro ubrać.
    - Taaak to mi daje rano jakieś dwadzieścia minut snu więcej. - zaśmiała się Parvati - Niezły widok, co? McGonagal na miotle.
     - Żebyś wiedziała. - Hermiona wreszcie mogła spokojnie o tym porozmawiać - Siedziała na niej tak swobodnie i wcale nie była speszona jak ją zobaczyliśmy!
    - Ale ja wiem. - odpowiedziała jej przyjaciółka, rozbawiona już na dobre - Też ją widziałam.
   Gryfonka o mało co nie spadła z łóżka, na którym siedziała.
   - Jak to?! Kiedy?!
   - Dzisiaj jak wracałam z biblioteki.
    Czyli Hermiona miała rację, co do dzisiejszego dnia. Był jednym wielkim pasmem porażek. Nie tylko ona widziała dyrektorkę. Parvati także miała okazję przyjrzeć się latającej pani profesor ale ta druga przynajmniej nie wygadała tego wszystkim wokoło. Gryfonka zaczynała się zastanawiać czy aby na pewno to ona jest najbardziej inteligentą uczennicą tej szkoły.
    - Jasne. Co ciekawego dzisiaj na lekcjach?
    - Na wróżbiarstwie musieliśmy wyczytać przyszłość z układu gwiazd.
    - O i co ciekawego zobaczyłaś?
    Hermiona była sceptyczna. Od dawna nie przepadała ani za tym przedmiotem ani za nauczycielką, która go prowadziła. Oczywiście, można było w pewnym stopniu poznać przyszłość ale wróżby to nie wyrocznia. Doskonałym przykładem było to, że to Harry stał się Wybrańcem. Nie znając całości przepowiedni Voldemort stwierdził, że to właśnie ten chłopiec jest zagrożeniem. Nie miał pojęcia, że sam stworzył sobie tak potężnego wroga. Wyraźnie przecież było powiedziane, że "Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie". Ona i kilkoro zaufanych ludzi wiedzieli, że Wybrańcem mógł okazać się Neville i historia mogłaby się potoczyć zupełnie innaczej gdyby wybrał Nevilla. Dla niej to był właśnie najlepszy dowód, że przepowiednie przepowiedniami ale to my sami decydujemy o tym, co zrobimy z własnym życiem.
    - Jakieś zagrożenie. Nie znam skali to może być np. śmierć.
    - Albo odpytka z numerologii. - powiedziała zrezygnowana Hermiona - Daj spokój Pat i nie panikuj.
    - Ahhhh pewnie masz rację, Miona. Pójdę się ogarnąć i lecę spać. W końcu już prawie północ.
    - Tak późno?!
    Faktycznie, zegarek na jej szafce nocnej wskazywal 23:47. Nie miała pojęcia kiedy zleciał jej ten czas. Głowę dałaby sobie uciąć, że od Hagrida wyszła chwilę przed dziesiątą. To pewnie przez tego Malfoya. Od spotkania z nim chodziła wściekła i nawet nie zauważyła kiedy upłynęły dwie godziny. Luna już spała a Padmy jeszcze nie było. Gdzie ona się włóczyła tak długo?
    - Tak. - odpowiedziała Parvati - Tak mało czasu już nam zostało.
    - Do czego? - zapytała zaskoczona gryfonka
    - Do jutrzejszego poranka. Nie zdążę się wyspać.
    No tak, Parvati kochała sen. W tygodniu nie mogła sobie na to pozwolić ale w weekend spała długie godziny. W piątki z reguły kładła się bardzo wcześnie, zmęczona po całym tygodniu nauki a w sobotę i tak wstawała po południu. Przez to była wypoczęta, co pozwalało jej imprezować do białego rana. Przesypiała z soboty na niedzielę kilka godzin, ponieważ miała rezerwy energii zachowanej z długiego piątkowego snu. Wyczerpywała je na naukę do poniedziałkowych zajęć i kładła się spać troszkę wcześniej, tak żeby w poniedziałek wstać i nie wyglądać jak ganiane przez dziesięć kilometrów zombie. Tak właśnie mijały weekendy Parvati.
    Hermiona uśmiechnęła się w duchu. Kto jak kto ale jej współlokatorka potrafiła się zorganizować. Zawsze planowała tydzień w swoim kalendarzu, z którym się nie rozstawała. Nikt nie miał do niego wglądu, nawet jej siostra bliźniaczka - Padma. Hermiona nie raz była świadkiem kłótni z tego powodu. Była krukonka lubiła wiedzieć wszystko o Parvati i sama też nie miała przed nią tajemnic. Tylko ten jeden kalendarz je dzielił.
    Kasztanowłosą gryfonkę nagle zaczęła kusić wizja przeczytania go. Przecież musiał istnieć powód, dla którego dziewczyna nie dawała nikomu do niego zajrzeć. Kalendarz leżał przy łóżku Parvati. Wystarczyło wyciągnąć rękę. Hermiona już zaczęła się wychylać gdy otworzyły się drzwi od łazienki. Uczennica Hogwartu wystraszyła się, że koleżanka odkryje jej zamiaryvw efekcie czego spadła z krzykiem na podłogę.
    - C-c-co się dzieje? - zapytała zaspana Luna - Hermiona czemu leżysz na ziemi?
    - Nic, nic. Przysnęłam tylko.
    - Uważaj, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz. - zaśmiała się Parvati, pomagając jej wstać - Wszysko w porządku?
    - Tak. Pójdę się już myć.
    Dziewczyna czuła obrzydzenie do samej siebie. Jak mogła chcieć podstępem przeczytać prywatne notatki przyjaciółki. Na szczęście właścicielka kalendarza weszła w ostatniej chwili. Hermiona obiecała sobie, że już nigdy nie zrobi czegoś podobnego. Miała nawet ochotę przeprosić gryfonkę ale zrezygnowała. Jej przyznanie się spowodowałoby tylko niepotrzebną kłótnię. Wraz z ciepłymi strumieniami wody spływało z niej palące poczucie winy.
    Nazajutrz obudziła się jako ostatnia. W dormitorium nie było już nikogo. Gryfonka ucieszyła się z takiego obrotu spraw. Mogła swobodnie wyszykować się do wyjścia. Zaraz, jaką lekcją zaczynała? A tak, eliksiry z profesorem Slughornem. Zajrzała do torby, aby sprawdzić, czy niczego nie brakuje. Wszystko się zgadzało. Poszła do łazienki i umyła się. Gdy wróciła do pokoju zmieniła leżące na szafce pióro w małe lusterko. Wyjęła kilka kosmetyków i zaczęła się szykować. Twarz przemyła tonikiem i nałożyła krem. Wykonała delikatny makijaż przy użyciu podkładu, korektora i pudru. Była minimalistką, jeśli chodziło o make up, jednak dzisiaj przydymiła jeszcze oczy brązowym cieniem i wytuszowała rzęsy.
    Zadowolona z efektu opuściła dormitorium i wyszła do pokoju wspólnego. Tam spotkała Seamusa, który chyba na nią czekał. Uśmiechnął się gdy ją zobaczył a ona odwzajemniła uśmiech.
    - Cześć - powiedziała Hermiona - jak się spało?
    - Hejka, nieźle. Gotowa na eliksiry?
    Chłopak wyglądał na zadowolonego. Chociaż bardziej pasowało stwierdzenie, że był zadowolony a jego radość dało się zauważyć z daleka.
    - Jasne. Całe szczęście, że nie uczy ich już Snape. Co taki szczęśliwy?
    - Powiedziałem Ci już - staram się jak mogę.
    Mówiąc to posłał jej piękny uśmiech. Taki sam jak wtedy w pociągu. Seamus często był teraz radosny. Bardzo go lubiła. Kiedy dowiedziała się, że ma dziewczynę ogromnie się ucieszyła. Zasługiwał na to szczęście. Przez całą szkołę nie widziała, żeby z kimś chodził. Na trzecim roku krążyły plotki, ze niby spotyka się z Pansy Parkinson ale nigdy w to nie uwierzyła. Oczywiście, możliwe, że gryfon mógł się spotykać ze ślizgonką ale z nią? Dziewczyna o twarzy mopsa była tak samo wredna jak Malfoy a Finnigan to inteligentny człowiek i nie spotykałby się z taką pustą lalą.
    Wyszli wcześniej z wieży Gryffindoru i udali się najpierw na śniadanie. W wielkiej sali siedziało tylko kilka osób. Większość już dawno zaczęła lekcje. Najwięcej ludzi siedziało przy stołach gryfonów i ślizgonów, ponieważ eliksiry mieli razem.
    Po zjedzeniu Hermiona i Seamus poszli na lekcje z profesorem Slughornem. Nauczyciel omówił krótko temat i nadszedł czas na pracę samodzielną. Po tak długim czasie siedzenia w ławce z Harrym Hermiona była przyzwyczajona do współpracy ze zdolnym lecz leniwym czarodziejem. Praca z Finniganem zapowiadała się zupełnie inaczej. Chłopak miał sporą wiedzę teoretyczną ale wykonanie pozostawało wiele do życzenia. Mimo to razem postanowili, że będą uczyć się od siebie nawzajem. To Seamus ważył eliksir w kociołku a ona przygotowywała składniki. Z tym zawsze miała problemy, więc robił to Harry.
    Jak się okazało ciężko było im się dogadać. Zwracali sobie uwagę zbyt nerwowo i chcieli pokazać, jacy są dobrzy. Eliksir zmieniający odcień skóry miał przypominać kolor delikatnej opalenizny a wyszedł bardzo blady. Gdyby ktoś go wypił wyglądałby na chorego.
    - No cóż, Pannie Granger i Panu Finniganowi chyba eliksir nie wyszedł - powiedział Slughorn - Nie martwcie się nie tylko Wam.
    To była prawda. Większości osób w klasie nie udało się uważyć odpowiedniej mikstury ale Hermiona i tak była zawiedziona. To niepowodzenie to była jej wina. Gryfonka wiedziała i tym doskonale. Miała pomóc Seamusowi a nie wyzywać się na nim.
    - Przepraszam, Hermiona - szepnął zawiedziony chłopak - Nie tak to miało wyglądać.
    - Daj spokój, Seamus. To tylko eliksir. Musimy dopracować współpracę i będzie dobrze.
    Gryfonka widziała ulgę na twarzy kolegi. Czuł się niepotrzebnie winny. Ona miała tak samo. To tylko źle wykonany eliksir, czym oni się tak przejmują?!
     - Dla tych z was, którym eliksiry nie wyszły dam drugą szansę na zdobycie dobrej oceny. - zaczął Slughorn - Macie sporządzić szczegółową notatkę z dzisiejszej lekcji. Musi ona zawierać protokół ze sporządzenia mikstury i na tej podstawie wyciągnięcie wnioski, dlaczego Wam się nie udało. Za tydzień chcę mieć wszystko na piśmie razem z prawidłowo uważonym eliksirem barwiącym. Jednak najwyższa ocena to P.
    Po sali rozeszły się pomruki zadowolenia. Uczniowie docenili ten gest. Dzięki temi zrozumieją swoje błędy i poprawią ocenę.
    - Chyba to nadrobimy, co?
    - Jasne, że tak - uśmiechnęła się Hermiona - będziemy opaleni jak murzyni.
     - Jasne, Dean będzie przy nas albinosem.
    - Ej, odwal się, co?
    - Spoko Dean, możesz się napić naszego eliksiru i ta smoła z Ciebie zejdzie.
    Wszyscy wokół wybuchnęli śmiechem, nie wyłączając ciemnoskórego chłopaka. Opuścili salę tryskając humorami.
    Później mieli jeszcze kilka lekcji, które minęły im szybko. Pogoda była piękna więc przed obiadem wyszli jeszcze na błonia razem z Nevillem i Luną. Rozsiedli się na ławce i dyskutowali o ostatnich wydarzeniach. Oczywiście najwięcej mówili o McGonagal. Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię ale chyba nikt tego nie dostrzegał.
    - W sumie to chcieliśmy skorzystać z okazji i zaprosić Was na nasze przyjęcie zareczynowe.
    Wypowiedź Nevillea po prostu zawaliła resztę z nóg. Dziewczyna siedząca na kolanach u gryfona złapała go za szyję i przytuliła się do niego.
    - Na wesele będziecie musieli jeszcze poczekać. Bardzo bym chciała, żeby rodzice Nevillea byli na tym ślubie.
    - Nie no stary, to gratulacje!
    Seamus wstał i uściskał go przyjaźnie. Pokelpali się po plecach a w międzyczasie Hermiona i Izabel składały gratulacje Lunie. Dziewczyna już dawno tak nie promieniała. Gryfonka nie mogła nacieszyć się z zaręczyn tej pary. Nie znała chyba nikogo, kto aż tak do siebie pasował. Gdy już wszyscy się wyściskali, Hermiona poszła na obiad.
    Nagle zorientowała się, że wokół niej znajdują się same pary. Na parapecie w samym końcu korytarza siedzeli jacyś trzecioroczniacy, minęli ją krukon i ślizgonka trzymający się za ręce a przy stole gryfonów w wielkiej sali zobaczyła jak mnóstwo chłopaków przytula swoje dziewczyny.
    Poczuła się bardzo samotna. Stęskniła się już za Ronem. Chciała znowu zobaczyć jego uśmiech i nierozumiejące spojrzenie, gdy mówiła mu o jakiś pierdołach. Nie brakowało jej seksu czy pocałunków. Marzyła tylko o tym, żeby stanąć przed nim, oprzeć czoło i dłonie o jego klatkę piersiową. Narzeczony położyłby podbródek na czubku jej głowy i zamknął ją w ramionach.
    Czy chciała aż tak wiele? Miała ochotę po prostu przytulić się do ukochanej osoby. Czasami potrzebowała schować się przed światem a najlepsza kryjówka była w jego uścisku. Kiedy podupadała na duchu Ron tak ją właśnie przytulał. Teraz czuła, że bardzo by jej się to przydało.


Witajcie
W mojej głowie zaczyna się już układać pewien plan na to opowiadanie. Gdy zaczynałam je pisać wiedziałam tylko, że to będzie Dramione i nic wiecej. Szczerze mówiąc nie miałam na to większego pomysłu.
Teraz jest inaczej. Mam wizję jak przeprowadzić Was przez to opowiadanie i co będzie je jeszcze ubarwiać oprócz miłości Draco i Hermiony. W myślach już rozwijam i łącze wątki, które pozaczynałam.
W skrócie; porządkuje chaos w mojej głowie. Zaczynam bardziej myśleć nad tym co piszę i jak to wpłynie dalej. Pomysły układam po kolei i pomalutku wplatam w opowiadanie.
Mam wrażenie, że po tym rozdziale to widać. Uważam, że jest różnica pomiędzy takim bardziej planowanym rozdziałem a tymi wcześniejszymi, pisanymi po prostu, bo miałam taką ochotę.
Dajcie znać, czy czuć różnicę i co ogólnie o tym sądzicie.
Pozdrawiam
Pani Black

niedziela, 25 czerwca 2017

Rozdział 2

 "Gdy okaże się, że nie mam nic mądrego do powiedzenia (...) będę milczał jak głaz"
Ryczypisk - "Opowieści z Narnii - Podróż Wędrowca do świtu"




    - Dlaczego nie jecie? Hermiona wie doskonale jakie pyszne są te herbatniki. Trzeba tylko trochę uważać, bo mogą być twarde.
    Taaaaak. Ciasteczka, które serwował Hagrid bardzo często były twarde. I to tak, że jedząc je można było połamać sobie zęby. Hermiona jednak zdawała sobie sprawę jaką radość sprawi Hagridowi gdy weźmie chociaż jedno.
    - Naturalnie - odpowiedziała dziewczyna - uwielbiam je. Pamiętam jak przyszłam tu pierwszy raz z Harrym i Ronem. Podałeś je tak samo. Na tym samym talerzu i do tego zrobiłeś herbatkę.
    - Ja t-t-t-te-e-ż t-t-o-o p-a-m-i-ę-ę-ę-tam.
    Cholera. Nie taki miał być efekt. Myślała, że olbrzym po prostu się uśmiechnie i powspomina. Mogła się domyśleć, że odezwą się w nim tak silne uczucia.
    Przeklinając samą siebie za ten głupi wywód postanowiła ratować sytuację.
     - Hagridzie już wszystko dobrze. - zapewniała klepiąc gajowego po ramieniu - Jak tylko do mnie przyjadą odwiedzimy Cię razem jak dawniej.
    - Te ciasteczka są naprawdę bardzo pyszne. Mogę dostać przepis?
    Odezwała się dziewczynka, która siedziała po lewej stronie gryfonki. Mówiła to bardzo łagodnie z lekkim uśmiechem na wargach zagryzając herbatnika. Spojrzenie miała pełne dziecięcej naiwności. Nie można było doszukać się w nim nawet cienia fałszu a przecież wszyscy (z Hagridem włącznie) wiedzieli, że to pytanie padło aby olbrzym zapomniał o wzruszeniu.
    Nauczyciel obrony przed czarną magią siedział obok dziewczynki również wcale się nie krępując. Jeśli tak jak Hermionę zdziwiła go doskonała gra znajdującego się obok dziecka to nie dał nic po sobie poznać.
    Profesor Pendragon założył dziś na siebie mugolską koszulę na długi rękaw i ciemnogranatowe spodnie. Na wszystko narzucił jeszcze dobrze skrojoną marynarkę w jasnym, cielistym kolorze. Niecodziennie zdarzało się widywać nauczyciela w takim stroju. Prawdę mówiąc w Hogwarcie nie zdarzało to się nigdy.
    - O tak, jasne. - rzucił Hagrid - Mam go w szufladzie. Już przynoszę.
    - Będzie mi bardzo miło, jeśli magicznie mi go Pan Profesor skopiuje.
     - Oczywiście. To żaden problem.
    Nauczyciel był bardzo miły. Zupełnie innaczej niż na lekcji. Wtedy wydawał się taki surowy jednak teraz okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. Mimo to Hermiona czuła, że coś jest nie tak. Jacob miał wzrok tak przeszywający, ze gryfonka nie mogła spojrzeć mu prosto w oczy.
    I jeszcze ta dziewczynka. W życiu każdy ma innaczej to logiczne jednak skąd takie opanowanie u dziecka. Z reguły dzieciom udzielają się emocje i płaczą razem z resztą. Często bywa też tak, że nie odzywają się wtedy wcale ale nigdy, absolutnie nigdy nie spotkała się z takim stoickim spokojem u jedenastolatki.
    - Robi się już późno, panno Ankiriel. Chyba poraz zmykać do swojej sypialni.
    Powiedział nauczyciel znacząco patrząc na uczennicę Hogwartu.
    - Tak ma Pan rację. - zgodziła się brunetka odbierając swój przepis - będę już uciekać.
    - Chętnie ją odprowadzę.
    - Świetny pomysł, panno Granger.
    Hermiona skorzystała z okazji i po drodze starała się dowiedzieć jak najwięcej o inteligentnej Argonie.
    - A więc jesteś spokrewniona z Malfoyami? - odpowiedziała Hermiona - To bardzo ciekawe.
    - Tak utrzymujemy z nimi dość dobry kontakt. Rodzina Ankiriel to niezbyt znaczący ród mamy jednak wielu przyjaciół pośród właśnie takich.
     "Cudownie. A takie miłe z niej dziecko". Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Mała Argona dbała o to żeby mieć otwarte drzwi w znaczących rodach. Co jeszcze ma wpojone to dziecko? Że to hańba, bo nie dostała się do Slytherinu? Tyle czasu po wojnie a ludzie dalej wierzą w te bzdety.
    - Pewnie myślisz, że sie wywyższam?
     - Nie, po prostu zastanawiam się dlaczego taka młoda dziewczyna jak ty zaprząta sobie głowę takimi rzeczami.
    - Bo ma w głowie więcej oleju niż Potter.
    O nie. Tyle czasu nie słyszała tego głosu. Tak długo nie musiała go znosić aż przyszedł ten moment. Draco Lucjusz Malfoy. Człowiek z rodu czystego jak łza. Człowiek niecierpiący mugoli. Człowiek niecierpiący szlam. Człowiek niecierpiący jej.
    - Co chcesz przez to powiedzieć, Malfoy?
    Warknęła przez zęby Hermiona niezadowolona, że wróg ośmiela się przerywać jej rozmowę.
    - To, że gdyby nasz wielki Wybawiciel trzymał z lepszymi niż.....
     - Lepiej nie kończ.
    Hermiona była już wściekła nie na żarty. Ten pajac chciał obrazić jej narzeczonego i jego rodzinę. Miała ochotę uderzyć go w twarz. Wyobraziła sobie to i stwierdziła, że nie byłoby to takie złe jednak była przecież uczennicą Hogwartu i musiała trzymać nerwy na wodzy.
    Draco też nie był zadowolony z tego spotkania. Obiecał sobie, że nie zrobi nic głupiego i będzie świecił przykładem aż do końca roku szkolnego aż tu nagle zjawia się taka Granger. Jak zwykle nie może zająć się sobą tylko próbuje naprawić to, co nawet Potter zostawił w spokoju. Przemądrzała dziewucha. Myślała, że jak Czarny Pan umarł to czystość krwi i znaczenie rodów pójdzie w niepamięć, śmieszne. Nawet gdy to cholerne Złote Dziecko ocalało jakimś dziwnym cudem to przecież stary porządek dalej się utrzymywał. Co prawda Voldemort żył ale większość ludzi nie miała o tym pojęcia.
    Nie chciał się z nią kłócić. Każde jej kolejne słowo doprowadzało go do furii. Nie dawał jednak tego po sobie poznać. Zdradzały go jedynie napięte mięśnie jego bicepsów a były dość pokaźne. Ten nawyk został mu jeszcze z czasów wojny. Gdy był wściekły ale musiał się opanować napinał jakiś mięsień aż do bólu, co sprowadzało go z powrotem na ziemię.
    - Dobra, Granger, zostaw mnie z Argoną i spadaj już.
     - To ja ją odprowadzam, Malfoy.
    - Odprowadzę się sama jeśli...
    - NIE!!!!
    Oboje jednocześnie krzyknęli na dziewczynkę. To było strasznie dziwne uczucie. Chyba pierwszy raz od kiedy się poznali zgodzili się ze sobą. Dziewiętnastolatkowie spojrzeli się na siebie przerażeni jednak szybko odzyskali dawną niechęć w spojrzeniach. Nie musieli nic mówić. Bez słów ustalili, że o tym incydencie nikt nigdy się nie dowie.
    - Możesz sobie być kim chcesz ale nie będziesz ingerować w wykonywanie poleceń profesora Pendragona. To ja ją miałam odprowadzić i zrobię to a ty nie masz nic do gadania. - nagle zwróciła się do krukonki i tonem nie znoszącym sprzeciwu powiedziała - Argona idziemy.
    Gdy zobaczyła wzrok Dracona przez chwilę ogarnęło ją dziwne uczucie. Z jego oczu nie dało się wyczytać nic. ZUPEŁNIE NIC. Nie dostrzegła w nich nawet obojętności. Szczękę miał mocno zaciśniętą, co uwydatniało i tak mocno zarysowaną żuchwę. Na twarzy widać było trzydniowy zarost. Włosy strzygł krótko i lekko je podnosił. W połączeniu z tym nijakim spojrzeniem i wyćwiczonym ciałem dawało to przerażający efekt. Prawdopodobnie gdyby zobaczyła takiego człowieka na ulicy to ominęła by go z daleka.
    Nagle na twarz Malfoya wkradł się cyniczny uśmieszek, podczas którego uniósł do góry tylko jeden kącik ust.
    - Dobrze. W takim razie idźcie.
    Hermiona wytrzeszczyła oczy. On tak po prostu powiedział żeby sobie poszła?! To jest absurdalne.
    - Co ty kombinujesz, Malfoy?
    - A dlaczego myślisz, że on coś kombinuje, Panno Granger?
    Gryfonka aż podskoczyła. Głos profesor McGonagal zaskoczył ją. Nauczycielka wyrosła jak z pod ziemi. Hermiona nie słyszała nawet jednego kroku, który przecież musiała...
    - Pani jest ma miotle?!
    W rzeczy samej nauczycielka transmutacji siedziała sobie swobodnie na latającej miotle.
    - A tak. Być może nie powinnam ale myślałam, że o tak późnej porze nie spotkam już uczniów na korytarzu.
    - Ale ja nigdy - nie dawała za wygraną Hermiona - ale to przenigdy nie widziałam....
     - Czy nie ma Pani lepszych zmartwień, panno Granger?
    Minerwa McGonagal patrzyła na nią, jakby dziewczyna zdenerwowała ją nie na żarty. Gryfonka przeklinała samą siebie za swój brak wyczucia. Najpierw ta wpadka u Hagrida, teraz to. Co będzie później? Zaproponuje, żeby nauczycielka zrobiła sobie lifting twarzy?
    - Tak. Ma Pani rację. Przepraszam.
    - Co wy właściwie tu robicie? Jest już dawno po ciszy nocnej.
    - Zaoferowałem, że odprowadzę te panie do ich sypialni.
     - Te "panie" znają drogę, Malfoy.
     - Panno Granger! Miałam Panią za bardziej kulturalną osobę. Proszę w tej chwili przeprosić Pana Malfoya za swoje skandaliczne odzywki.
    No to pięknie. Sprowokował ją. Zrobił to specjalnie. Wiedział, że głupie odzywki na nią nie działają, więc sprawił, że podpadła u nauczycielki, którą szanowała najbardziej z całego grona pedagogicznego. Nigdy mu tego nie daruje. Odegra się na nim. Pożałuje, że zadarł z nią, że zadarł z Hermioną Granger.
    - Oczywiście. Przepraszam Draco. Na pewno miałeś dobre intencje.
    - Nic się nie stało. Pani Profesor pozwoli, że wrócę do swojej sypialni. Panie są już pod dobr...
    - Nie tak szybko, Panie Malfoy. - przerwała mu nauczycielka - Nadal nie wiem dlaczego znajduje się Pan poza swoim dormitorium.
    Hermiona dałaby się pokroić, żeby móc zobaczyć minę Ślizgona drugi raz. Zaskoczenie jakie dostrzegła na jego twarzy było jedynym plusem ostatniej godziny. Dziewczyna cieszyła się jednak tylko chwilkę. Gdy Malfoy się opanował i spojrzał na nią gniewnie, radość na jej twarzy zniknęła. Dreszcz przebiegł po plecach Gryfonki.
    - Szedłem do biblioteki. - powiedział Draco - Nie mogłem usnąć, więc chciałem poczytać.
    - Do biblioteki, tak? To dlaczego znajduje się Pan tak daleko od niej? To miejsce nie leży po drodze do biblioteki z Pana sypialni.
    - Draco chciał odprowadzić mnie i Argonę do naszych sypialni. Właśnie zmierzamy do sypialni krukonów, Pani Profesor.
     - Wy idziecie gdzieś razem?
    Minerwa nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Nie było żadną tajemnicą, że ta dwójka się nienawidziła a teraz nagle odprowadzają małą Argonę do sypialni?
    - A ty co tu robisz, dziecko? - zwróciła się do pomijanej do tej pory Argony - Możesz mi to wytłumaczyć?
    Hermiona znowu nie dostrzegła u niej nawet cienia zawachania czy niepewności. Nawet u Dracona coś można było dostrzec. To co się działo bardzo ją zastanawiało. Będzie musiała sprawdzić, co to właściwie za ród Ankiriel. Nie słyszała o nim do tej pory.
    - Tak, mogę. Wracałam z Hermioną od Hagrida. Wyszłyśmy późno ale za zgodą Profesora Pendragona. Po drodze - ciągnęła dalej dziewczynka- spotkałyśmy Dracona, który postanowił, że nas odprowadzi. Martwił się o mnie, ponieważ znamy się z poza szkoły. Po drodze odrobinę się posprzeczaliśmy i to stąd niemiłe spojrzenia między Hermioną a Draconem.
    Gdy Argona skończyła mówić McGonagal spojrzała na całą trójkę badawczo. Historia brzmiała sensownie, jednak nauczycielka nadal nie wierzyła, że ta trójka miałaby się wzajemnie odprowadzać. To było niedorzeczne.
    - Zapytam Pana Pendragona, czy rzeczywiście tak było. Jeśli tak to macie szczęście dziewczyny ale Panu, Panie Malfoy, nikt nie udzielał pozwolenia na chodzenie nocą po szkole. Zostaje Pan ukarany. Odejmuje 15 punktów Slytherinowi za Pańskie nocne wędrówki. Tymczasem nakazuję wracać Wam do swoich dormitoriów. Każdy samodzielnie - tu spojrzała znacząco na Dracona - i to natychmiast.
    - Tak jest, Pani Profesor.
    Cała trójka odpowiedziała zgodnym chórem i rozeszła się w swoje  strony.



Po wielu pracach związanych z tym rozdziałem o to jest. Przekonałam się, że zawód pisarki faktycznie nie należy do najprostszych ;)
W związku z tym, że to moje pierwsze opowiadanie jestem dla siebie dość tolerancyjna ciekawa jestem jednak jak wy to oceniacie.
Chętnie poznam waszą opinię więc poproszę o komentarze :)
Pozdrawiam Pani Black ;)

sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 1

"Czy blisko stąd marzenia są?"

"Pół kroku stąd" - piosenka z filmu Vaiana Skarb oceanu



Czuła zagrożenie. Wiedziała, że ten nieznajomy coś kombinuje. Od początku zacinał się podczas mówienia, dziwnie uciekał wzrokiem i mieszał różne fakty w historii, którą im opowiadał. Oni jak zwykle to bagatelizowali. "Długo uciekał", "Jest zestresowany", "Ciekawe jakbyś Ty się zachowywała" i tak dalej. Chyba tylko ona trzeźwo patrzyła na sytuacje a przybysz to wyczuł. Unikał kontaktu z nią. Wolał milczeć niż cokolwiek do niej powiedzieć. Jej pytania zbywał krótkimi "tak", "nie" i "nie wiem, nie przyjżałem się".
    Ron stał bardzo blisko niego. Przeczuwała, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Już chciała powiedzieć żeby chłopak się odwrócił gdy nagle błysnął nóż.
    - RON!!!
    Obudziła się z krzykiem. Książka wylądowała na podłodze a gazeta Luny zaszeleściła przy odkładaniu.
    - Miona? Wszystko dobrze?
    Nie odpowiedziała od razu. Ogarnęła wzrokiem przedział, w którym się znajdowała. Neville siedział naprzeciwko niej razem z przyjemną blondynką. Oboje patrzyli na nią pytająco. Po jej lewej stronie znajdował się Seamus Finnigan. Uśmiechał się lekko. Nie był to drwiący uśmiech. Wyglądał po prostu jakby coś zwyczajnie go rozbawiło.
    - Miałam koszmar. Nic takiego się nie stało.
    Odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do wszystkich a najszerszej do bruneta obok niej.
    - Przynajmniej nie musieliśmy Cię budzić. - odpowiedział chłopak ciągle się uśmiechając - Trzeba już zakładać czarne szaty.
    - Racja. Swoją drogą, Seamus, Ty zawsze widzisz pozytywy.
    - Staram się jak mogę.
    - To takie dziwne. Po dwóch latach znowu zakładać czarne szaty.
    Neville wydawał się przejęty bardziej niż reszta. Jednak pomimo tego widać było w nim ogromne zadowolenie. Wszyscy wiedzieli, że nie wiąże się to tylko z powrotem do szkoły. Po długich latach znalazł skuteczną terapię dla rodziców. W Tokio jego mama i tata odzyskiwali świadomość.
    - Dokładnie. Czuję się jak pierwszoroczna. Ciekawe jaką piosenkę tiara przydziału ułoży tym razem. - odpowiedziała Hermiona - W końcu tyle się zmieniło.
    - Stawiam na wolność, równość i braterstwo.
    - To takie banalne Seamus. Pewnie będzie raczej o czymś bohaterskim, np. o przezwyciężaniu lęku...
    W tym momencie Lunie przerwał Neville.
    -Rodzina.
    To jedno słowo uciszyło wszystkich podróżujących w tym przedziale. Miał rację. Tiara napewno w swojej piosence weźmie pod uwagę rodzinę. W końcu czarodzieje uczący się w szkole to taka rodzina. Młodsi, starsi, bliscy czy dalsi kuzyni. Nauczycieli można porównać do wujostwa, które ich uczy i prowadzi przez kilka lat życia.
    Kiedy trzeba było ta wielka rodzina zjednoczyła się i stanęła do walki w obronie całego świata magii. Kuzynostwo i wujostwo chociaż często nieprzepadające za sobą walczyło ramię w ramię, bo tak właśnie było trzeba.
    Tak, Neville miał rację. Rodzina musiała się tam pojawić. Jeśli nie to tiara jest widocznie tylko starym, głupim kapeluszem.
    - Masz rację Neville. To najważniejsze co mamy. - dodał z powagą Seamus - A właśnie! Zapomniałem zapytać. Słyszałem, że Twoi rodzice mają się coraz lepiej.
    - Tak to prawda. - odparł pękając z dumy gryfon - Lekarze w Tokio zajmują się nimi doskonale. Mama już wie, że jestem jej synem. Pamięta moje imię.
    Mówił to tak radośnie, że pozytywny nastrój udzielił się pozostałym. W jego oczach nie pojawiła się nawet najmniejsza łezka. To było po prostu czyste szczęście.
    - Bardzo się cieszę. - powiedziała brunetka - Poznali już Lunę?
    Neville i Luna byli parą od czasu bitwy o Hogwart. Do tej pory nie zaręczyli się. Przez dwa lata pomagali w odbudowie szkoły i zajmowali się rodzicami chłopaka. Trochę podróżowali i po prostu byli szczęśliwi. Hermiona nie wiedziała, czy można być lepszą parą niż ta dwójka. Gdy się na nich patrzyło miało się ochotę po prostu ich przytulić. Tacy uroczy byli razem.
    - Nie, jeszcze nie. Lekarze mówią, że to zbyt dużo na raz. Muszą skupić się na jednej rzeczy lub osobie. Na początku przebywali w pokoju, w którym nie było nic oprócz czterech ścian sufitu i podłogi. Gdy oswoili się z tym wprowadzano im po kolei każda rzecz. Gdy zaczynali leczenie musiano im "wpisywać do mózgu" jedną konkretną rzecz raz na jakiś czas za pomocą magii. Z czasem można ten proces przyspieszać jednak wciąż powoli.
    - To brzmi jakby musieli od początku uczyć się tego, że żyją.
    Finnigan był pod wrażeniem tego, co usłyszał. Jak to ludzie nie wiedzą czym jest łóżko i tego typu rzeczy! Noworodek przyswaja więcej na raz.
    - Pamiętaj, że dużo przeszli. To jedyna skuteczna droga i chociaż gra jest trudna to warta świeczki. - wtrąciła się blondynka - To jego rodzice. Oni są tylko jedni. Na pewno zrobiłbyś dla swoich to samo.
    - Oczywiście, że tak. To nie podlega dyskusji.
    Nikt nie atakował chłopaka. Luna po prostu taka była. Mówiła to co myślała. Nic nie ukrywała ani niczego nie przemilczała. Stwierdziła suchy fakt. Nie po to, żeby dopiec młodemu czarodziejowi ani bronić swojego chłopaka. Chciała po prostu wyjaśnić jak ona to widzi.
    Jednak pośród nich jedna osoba miała inne zdanie. Oczywiście u jej przyjaciela to była zupełnie inna sytuacja ale ona nigdy by tego swoim rodzicom nie zrobiła. Miała tą możliwość, ponieważ odnalazła rodziców w Australii, jednak nie mogła się na to zdecydować. Zafundować im takie piekło w imię czego? Nie to by ich zbyt bardzo wyczerpało. Nie udało jej się odczarować państwa Granger. Zaklęcie "obliviate" nadal działało i nie pamiętali, że mają córkę.
    Właśnie po to wracała do Hogwartu. Musiała, po prostu MUSIAŁA zdjąć z nich urok. Niebezpieczeństwo minęło i nikt im już nie zagrażał. W szkole będzie ćwiczyć. McGonagall jej pomoże a potem powróci do Australii stanie przed nimi i....
    - Trzeba już się przebierać zaraz wysiadamy.
    Głos Nevilla wyrwał ją z zamyślenia. Faktycznie, byli już blisko.
    Przebrali się i gdy dojechali, wzięli swoje torby za pomocą zaklęć i wysiedli. Udali się do powozów ciągniętych przz testrale. Teraz chyba każdy z siódmego roku je widział. Nie było osoby, która nie zobaczyła jak umiera jej ktoś bliski.
    Podczas drogi spotkali mnóstwo znajomych, których przeoczyli w pociągu. Uściskom i całusom nie było końca. Do powozu wsiedli jeszcze z jedną krukonką (okazało się, że to dziewczyna Finnigana) i Parvati. Rozmawiali o tym, co robili poza szkołą i czego spodziewają się nauczyć w tym roku.
    Powozy szybko dojechały. Uczniowie wchodząc do zamku spotykali kolejnych znajomych przez co wejście trwało kilka razy dłużej niż zazwyczaj. Gdy usadowli się przy stołach w Wielkiej Sali profesor McGonagal podeszła do miejsca, z którego zwykle przemawiał Dumbledore. Poprosiła o ciszę ze względu na mających się zjawić pierwszorocznych.
    Gdy wszyscy już zamilki weszly dzieci, które pierwszy raz zawitały do Hogwartu. Wszyscy uczniowie patrzyli na nich rozczuleni. W końcu od każdego innego ucznia dzieliły ich aż dwa lata! Oczy Hermiony Granger śmiały się gdy patrzyła na malutką dziewczynkę zestresowaną bardziej niż Harry podczas walki ze smokiem. Miała istną szopę na głowie. Jej włosy były kasztanowe i bardzo napuszone. Oczy miała brązowe a przez jej nizutki wzrost dostrzeżenie jej w tłumie było praktycznie niemożliwe.
    - Hej Granger! Co się tak cieszysz?
    Zapytał Dean Thomas obok którego siedziała. Chłopak wcale się nie zmienił. Ciemnoskóry z lekkim afro na głowie. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała.
    - Widzę siebie. - odpowiedziała - Spójrz na tą niską dziewczynkę. Wygląda jak ja w pierwszej klasie.
    - Ej faktycznie! Tylko dużo niższa.
    - Ciekawe gdzie ją przydzielą.
    - Z tego co wiem to Hermiona Granger trafiła do Gryffindoru.
    Ludzie siedzący obok nich zaczęli się śmiać.
    Po krótkiej przemowie pani dyrektor o wolności, równości i braterstwie, przy której Seamus wyglądał dumnie jak paw, tiara odśpiewała piosenkę o rodzinie. Utwór był o tym jak ważne jest pamiętać o tym co było, żyć tym co jest teraz ale również dbać o to, by jutro było lepsze. W tym wszystkim ma nam pomóc rodzina. Nie tylko ta załączona więzami krwi ale również przyjaźni i miłości. Rodzina ma również pomóc w pokonywaniu własnych słabości i lęków oraz zapewnić wsparcie.
    W duchu wszyscy przyznali tiarze rację. Kto jeśli nie wymieniona rodzina zawsze powinien być przy nas?
    Nadszedł czas na przydział domów. Najwięcej dzieci trafiło do Puchonów. Najmniej do Gryffindoru. Mała dziewczynka, która wyglądała jak Hermiona, trafiła do Ravenclawu. Okazało się, że nazywa się Argona Ankiriel.
    Po całej ceremionii i uczcie uczniowie rozeszli się do swoich domów. Wieża Gryffindoru znów ożyła. Hermiona wybrała dormitorium z Parvati i Padmą Patil i Luną.
    Oczywiście po błyskawicznym rozpakowaniu się każdy wyleciał do pokoku wspólnego i rozmawiał z kolegami i koleżankami z domu. Gwar był niemiłosierny. Wszyscy mieli sobie tyle do opowiedzenia. Z każdej strony słychać było tylko "stary myślałem, że nie wrócisz" albo "jak ja się stęskniłam" i naturalnie "a z tym i z tym masz kontakt".
    To cudowne, że tyle osób znów się zobaczyło. Poleciało wiele łez a w uśmiechach błyszczało wiele pięknych zębów. Nawet jeśli nikt z obecnych nie był idealny to w tej chwili wszystko, absolutnie wszystko wydawało się być idoskonałe. Nic nie mogło tego zepsuć.
    Nagle ktoś krzyknął głośniej niż reszta: "Ludzie!!! Mam piwo kremowe i dobrą muzykę!". Odpowiedział mu wiwat każdej osoby z pokoju wspólnego. Z zaczarowanego gramofonu zaczęła lecieć muzyka Fatalnych Jędz a butelki zaczęły brzęczeć przy tradycyjnym stukaniu. Ludzie zaczęli tańczyć a ci mniej rozrywkowi udali się do swoich dormitoriów.
    Hermiona wypiła dwie butelki i zatańczyła z Seamusem jeden kawałek i zniknęła w pokoju, który dzieliła z dziewczynami. Padma i Parvati już tam siedziały i chichotały.
    - Miona! Siadaj poplotkujemy.
Zwróciła się do niej Padma. Kasztanowłosa natychmiast pisnęła i rzuciła się na łóżko obok nich. Tarzały się przez chwilę i biły poduszkami.
    - Właśnie mówiłyśmy jak to cudownie, że Padma mogła przenieść się do Gryffindoru.
    - Tak, to fantastyczne ja również bardzo się cieszę. - odpowiedziała Hermiona - w końcu poznamy się lepiej.
    - Oczywiście. Już nie mogę się doczekać będzie nieziemsko.
    Dziewczyna mówiła to piszcząc przy ostatnim słowie i unosząc w górę ręce, co wywołało kolejną salwę smiechu i rzucania się poduszkami.
    Rozmawiały do późna. Około północy doszla do nich jeszcze Luna. Wszyscy wiedzieli jak dobrze tańczy Neville i nikogo nie zdziwiło, że skończyli się bawić jako jedni z ostatnich.
    Po omówieniu już wszystkich rzeczy jakie tylko przyszły im do głowy stwierdziły, że położą się spać. W końcu była trzecia w nocy a one muszą jutro wstać na zajęcia.
    Po przebudzeniu każda z dziewczyn wyglądała na ledwo żywą. Luna i Hermiona zrezygnowały z makijażu natomiast Padma i Parvati poprawiły cerę, zakryły cienie pod oczami i lekko podkreśliły oczy.
     Każda z dziewczyn znalazła koło swojego łóżka plan lekcji. Zajęcia dziewczyn różniły się nieznacznie, ponieważ wybrały inne zajęcia do kontynuacji. Bliźniaczki zaczynały od wróżbiarstea a Hermiona od obrony przed czarną magią. Luna wybrała historię magii. No cóż chyba jeden z najbardziej nudnych przedmiotów. Jej jednak się podobał i to wystarczyło.
    Na lekcji gryfonka poznała nowego nauczyciela.
    - Witam. Nazywam się Jacob Arthur Karol Pendragon i będę Was uczył obrony przed czarną magią.
    Takie przywitanie usłyszeli, gdy tylko weszli do sali. Nauczyciel wydawał się bardzo surowy i wymagający. Nie tolerował najmniejszych szeptów i prosto z mostu powiedział, że nie będą mieli tutaj lekko a zmiana przedmiotu możliwa jest tylko do końca tygodnia. Hermiona wiedziała co to co oznacza. W poniedziałek będzie tu niecała połowa spośród dzisiaj obecnych.
    Zaczęli od przedstawienia się i opowiedzenia kilku słów o sobie. Sam pan profesor Pendragon również w tym uczestniczył. Okazało się że mieszka w Sydney i zaprosiła go tu McGonagal. Podobno ród Pendragonów wywodzi się z domu Puchonów i mają oni dar magicznej więzi ze smokami.
    Puchoni którzy również byli na tej lekcji zachodzili w głowę czy nie są przypadkiem spokrewnieni z władcami smoków za co "na dzień dobry" dostali minus 15 punktów. Jak powiedział nauczyciel: "Nie ma to żadnego znaczenia. Taryfy ulgowej i tak nie będzie".
    Resztę nauczycieli już znała dzień mijał szybko. Czwartą lekcję stanowiły eliksiry. Prowadził je wciąż profesor Slughorn. Lekcja była luźna. Opowiadali sobie co robili w przeciągu dwóch lat.
    - Panno Granger, a co robi pan Potter? Dlaczego go tu nie widzę?
    No i zaczęło się. Wiedziała, że to w końcu nastąpi. Zdziwiła się nawet, że tak późno.
    - Harry pracuje. Ma żonę i uważa, że nie zostawi jej żeby dokończyć naukę.
    - No cóż to jego wybór. Jednak głupi po prostu.
    Cała sala zakrztusiła się śmiechem. Hermiona również. Profesor nie zorientował się wcale, co oczywiście śmieszyło uczniów jeszcze bardziej. Musiała mu to napisać. Chociaż może jednak nie. Jak powie mu to w święta to dopiero będzie coś. Da się pokroić za zobaczenie tej miny.
    Na ustach gryfonki zagościł wredny uśmieszek, co nie uszło uwadze Seamusa siedzącego obok niej.
    - Potter się dowie, co?
    - Oczywiście. Już sobie wyobrażam jego minę.
    - Zrób zdjęcie. Ja też chcę to zobaczyć.
    Uśmiechnęła się w odpowiedzi jeszcze szerzej. Jak dobrze było wreszcie tu wrócić. Musiała przyznać jednak rację profesorowi od eliksirów. Głupio się stało, że wróciła tu sama, że złota trójca już nie istnieje a tylu jej znajomych zginęło podczas wojny z Voldemortem. To było straszne. Głupie po prostu - lepszych słów nie znalazła.
    Cały dzień myślała później jak to było. Pamiętała jak dziś wszystkie akcje z chłopcami. Przywoływała wspomnienia jak pokonali trola w pierwszej klasie, uratowali Syriusza w trzeciej a w czwartej pomimo głupiej kłótni Harrego u Rona dalej razem się trzymali. Najchętniej cofnęłaby czas i powtórzyła to wszystko. Z wyjątkiem udanego powrotu Voldemorta pod koniec czwartej klasy i późniejszych zdarzeń z tym związanych.
    To było najgorsze co ich spotkało. Pierwsza śmierć, którą zobaczył Harry z wyjatkiem rodziców. Śmierć Cedrika.
    Chłopak mówił, że już się z tym pogodził. Ona podejrzewała, że to nieprawda. Takich rzeczy się nie zapomina. Pierwszy martwy człowiek, którego się widziało już na zawsze zostaje w naszej głowie. Można sobie z tym radzić lepiej lub gorzej ale pamięta się zawsze.
    Cedrik znalazł się tam wtedy przypadkiem. Na cmentarzu miał znaleźć się tylko Harry. Drugi uczeń Hogwartu po prostu źle trafił. Był zbyt zdolny i dał radę złapać puchar razem z gryfonem. Nie mieli pojęcia, że to świstoklik ale to co się stało, to się nie odstanie.
    Podziwiała swojego przyjaciela. Ona prawdopodobnie nie dałaby rady żyć z takimi wspomnieniami. Oczywiście widziała wielu nieżywych ludzi w tym kolegów ze szkoły ale oni nie zginęli, bo wpadli w sidła zastawione na nią. To była zupełnie inna bajka i zupełnie inne odczucia.
    Z takim natłokiem myśli poszła zobaczyć się z Hagridem. Tak bardzo za nim tęskniła. Nawet za herbatką i ciasteczkami tak twardymi, że można było połamać sobie zęba.
    Na zewnątrz było chłodno. Miała na sobie tylko koszulę, spodnie i szatę szkolną. Żałowała, że nie wzięła sweterka.
    Gdy pukała do drzwi chatki gajowego czuła zdenerwowanie. W prawdzie widziała się z nim podczas odbudowy zamku ale to nie to samo. Teraz znów miała wrażenie, że jest w zamku na pierwszym roku.




Witajcie.
Notka ukazała się wczesniej, co jednak nie oznacza, że jest lepsza niż planowałam. Raczej wręcz odwrotnie. Uważam ten rozdział za trochę krótki i niezbyt ciekawy jednak pamiętajmy, że to dopiero początek.
Staram się pisać zgodnie z oryginalną wersją zdarzeń. Chodzi mi szczególnie o to, kto przeżył bitwę, kto z jakiego domu pochodzi itd. jednak zmieniam to na potrzeby swojego opowoadania. W końcu to fanfiction:)
Dajcie znać, co o tym sądzicie. Za każdą uwagę będę wdzięczna:)
Pozdrawiam
Pani Black

czwartek, 15 czerwca 2017

Prolog

"As long as I know
It's coming straight from the heart"
Bryan Adams





   - Ale wiesz, że wrócić możesz w każdej chwili, tak? Pracę w ministerstwie masz zapewnionią. Wystarczy jedno słowo. - Harry ciągnął temat dalej - Gdybyś tylko miała problemy wysyłaj sowę. Będziemy pisać do Ciebie listy codziennie.
W tym momencie przerwał mu Ron.
    - Nawet dwa razy dziennie. Pamiętaj masz jadać śniadania, obiady i kolację.
Tym razem to jej przyjaciel przerwał.
    - Dokładnie. Masz ich nie omijać ze względu na naukę - widząc jej minę od razu stanowczo dodał - i nawet o tym nie myśl. Już ja Cię znam. Gdy tylko źle się poczujesz....
    - Tak, tak, wiem. Mam "natychmiast iść do skrzydła szpitalnego, bo to nigdy nie wiadomo" - powiedziała Hermiona zabawnie kiwając głową na boki i udając głos Harrego - "A gdyby jakiś chłopak nie dawał mi spokoju masz mnie o tym skarbie poinformować" - to powiedziała patrząc się na rudowłosego i przedrzeźniając go - I jak czegoś zapomnę to mi przywieziecie, na każde święta wracam do Nory, gdzie wszyscy za mną tęsknicie a odpowiadać mam na każdy Wasz list. I co najwazniejsze mam uważać na siebie.
    Gdy skończyła mówić wszystkie regułki, które powtarzali jej chłopak i przyjaciel oboje mieli oburzone miny. Zapewne byli zdziwieni, że jednak je zapamiętała. Wiedziała jak bardzo im na niej zależy ale przecież nareszcie naprawdę jest bezpiecznie! Voldemort nie żyje już od dawna a ona w przeciwieństwie do dwójki stojącej przed nią miała zamiar z tego skorzystać i ukończyć ostatni rok nauki w Hogwarcie. Gdy oznajmiła w Norze, że wraca do szkoły nawet bez nich byli niezadowoleni. Co prawda spodziewali się tego, jednak sami nie mogli podjąć takiej decyzji. Rozumiała to chociaż dla niej to również było trudne.
    Wszyscy dorośli przez wojnę zakończoną dwa lata temu. Mieli mnóstwo czasu żeby poukładać swoje życia na nowo. Udało się większości. Harry ożenił się z Ginny, Ron dostał pracę jako auror, Neville znalazł  cudowną terapię dla rodziców a jeden z bliźniaków pogodził się ze śmiercią swojego brata choć nigdy już nie wyczarował patronusa.
    Dla niej jednak czasu nie wystarczyło. Chociaż zaręczyła się z Ronem wciąż miała poczucie, że musi zakończyć pewnien rozdział w swoim życiu zanim pójdzie dalej. Postawiła na naukę. Teraz zaczynała naprawdę rozumieć, że tak na dobrą sprawę zobaczy się z przyjaciółmi i rodziną kilka razy w przeciągu dziesięciu miesięcy. Jednak nie żałowała. Inwestowała w siebie a to niestety musi trochę kosztować. W tym wypadku nie galeony ale rozłąka z bliskimi to nadal wysoka cena.
    - Hermiona dla nas to wcale nie jest zabawne. - odezwał się Ron - Tak ciężko będzie mi bez Ciebie.
    - Wiem kochanie. Ja muszę to zrobić. Po prostu muszę ukończyć to na co pracowałam całe sześć lat. Rozumiecie mnie prawda?
    Byli gryfoni skinęli głowami bez. zastanowienia. Rozmawiali z nią. Wiedzieli.
    Do oczu trójki przyjaciół napłynęły łzy. Jednak nie byli sami. Wszyscy wsiadający do pociągu jak i Ci którzy się z nimi żegnali albo mieli szklane oczy albo jawnie płakali.
    Maszynista pociągu Express Hogwart dał pierwszy znak do odjazdu, więc chłopcy wnieśli jej walizki do przedziału. Uściskała się z Harrym i pocałowała z Ronem. Pożegnała się z nimi ostatni raz i jej przyjaciele opuścili pociąg, który zaraz ruszył. Wychyliła się przez okno nie powstrzymując już łez.
    - Pozdrówcie ode mnie wszystkich! - krzyknęła i pomachała im ostatni raz.
Usiadła w wagonie i mimo wszystko się uśmiechnęła. Wraca do Hogwartu. Nareszcie!




Tak więc to prolog mojego nowego opowiadania. Nie wiem kiedy pojawi się pierwszy rozdział myślę, że niebawem. Możliwe, że będzie to następny tydzień ale nic nie obiecuję. Mam jeszcze pracę i życie prywatne, w którym trochę się dzieje.
Jestem bardzo ciekawa waszej opinii więc zapraszam do czytania i komentowania :)
Wasza Pani Black

PS. Nad wyglądem bloga jeszcze nie pracowałam. Zrobię to w niedalekiej przyszłości

Malutkie przywitanie :)

Witam :)
Chciałabym się przywitać z Wami na blogspocie. To mój pierwszy blog chociaż marznie o pisaniu tli się w mojej głowie już bardzo długo. Podpisywać będę się Pani Black. Nie raz komentowałam już blogi innych pisarek, więc stąd możecie mnie kojarzyć.
Wczoraj miało miejsce pewne zdarzenie w moim życiu, które uświadomiło mi, że marzenia trzeba spełniać i właśnie dlatego powstał ten blog. Będzie on o tematyce Dramione i mam nadzieję, że będzie on miał chociaż jednego czytelnika. Obiecuję, że jeśli tak się stanie to dokończę go choćby nie wiem co :)
Aby wiedzieć o tym, że ktoś czyta moje wypociny prosiłabym o komentarz. Pozytywny czy negatywny (byle kulturalny) - ucieszę się z każdego. Krytyka mile widziana, ponieważ dopiero się uczę i chętnie posłucham rad bardziej doświadczonych osób.
Cóż mam nadzieję, że ten blog odniesie swój mały sukces i jakoś dotrwamy do końca tej przygody :)
Tak więc serdecznie zapraszam na bloga o "zagubionych".
Pani Black :)