Draco&Hermione

Draco&Hermione
Draco&Hermione

sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 1

"Czy blisko stąd marzenia są?"

"Pół kroku stąd" - piosenka z filmu Vaiana Skarb oceanu



Czuła zagrożenie. Wiedziała, że ten nieznajomy coś kombinuje. Od początku zacinał się podczas mówienia, dziwnie uciekał wzrokiem i mieszał różne fakty w historii, którą im opowiadał. Oni jak zwykle to bagatelizowali. "Długo uciekał", "Jest zestresowany", "Ciekawe jakbyś Ty się zachowywała" i tak dalej. Chyba tylko ona trzeźwo patrzyła na sytuacje a przybysz to wyczuł. Unikał kontaktu z nią. Wolał milczeć niż cokolwiek do niej powiedzieć. Jej pytania zbywał krótkimi "tak", "nie" i "nie wiem, nie przyjżałem się".
    Ron stał bardzo blisko niego. Przeczuwała, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Już chciała powiedzieć żeby chłopak się odwrócił gdy nagle błysnął nóż.
    - RON!!!
    Obudziła się z krzykiem. Książka wylądowała na podłodze a gazeta Luny zaszeleściła przy odkładaniu.
    - Miona? Wszystko dobrze?
    Nie odpowiedziała od razu. Ogarnęła wzrokiem przedział, w którym się znajdowała. Neville siedział naprzeciwko niej razem z przyjemną blondynką. Oboje patrzyli na nią pytająco. Po jej lewej stronie znajdował się Seamus Finnigan. Uśmiechał się lekko. Nie był to drwiący uśmiech. Wyglądał po prostu jakby coś zwyczajnie go rozbawiło.
    - Miałam koszmar. Nic takiego się nie stało.
    Odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do wszystkich a najszerszej do bruneta obok niej.
    - Przynajmniej nie musieliśmy Cię budzić. - odpowiedział chłopak ciągle się uśmiechając - Trzeba już zakładać czarne szaty.
    - Racja. Swoją drogą, Seamus, Ty zawsze widzisz pozytywy.
    - Staram się jak mogę.
    - To takie dziwne. Po dwóch latach znowu zakładać czarne szaty.
    Neville wydawał się przejęty bardziej niż reszta. Jednak pomimo tego widać było w nim ogromne zadowolenie. Wszyscy wiedzieli, że nie wiąże się to tylko z powrotem do szkoły. Po długich latach znalazł skuteczną terapię dla rodziców. W Tokio jego mama i tata odzyskiwali świadomość.
    - Dokładnie. Czuję się jak pierwszoroczna. Ciekawe jaką piosenkę tiara przydziału ułoży tym razem. - odpowiedziała Hermiona - W końcu tyle się zmieniło.
    - Stawiam na wolność, równość i braterstwo.
    - To takie banalne Seamus. Pewnie będzie raczej o czymś bohaterskim, np. o przezwyciężaniu lęku...
    W tym momencie Lunie przerwał Neville.
    -Rodzina.
    To jedno słowo uciszyło wszystkich podróżujących w tym przedziale. Miał rację. Tiara napewno w swojej piosence weźmie pod uwagę rodzinę. W końcu czarodzieje uczący się w szkole to taka rodzina. Młodsi, starsi, bliscy czy dalsi kuzyni. Nauczycieli można porównać do wujostwa, które ich uczy i prowadzi przez kilka lat życia.
    Kiedy trzeba było ta wielka rodzina zjednoczyła się i stanęła do walki w obronie całego świata magii. Kuzynostwo i wujostwo chociaż często nieprzepadające za sobą walczyło ramię w ramię, bo tak właśnie było trzeba.
    Tak, Neville miał rację. Rodzina musiała się tam pojawić. Jeśli nie to tiara jest widocznie tylko starym, głupim kapeluszem.
    - Masz rację Neville. To najważniejsze co mamy. - dodał z powagą Seamus - A właśnie! Zapomniałem zapytać. Słyszałem, że Twoi rodzice mają się coraz lepiej.
    - Tak to prawda. - odparł pękając z dumy gryfon - Lekarze w Tokio zajmują się nimi doskonale. Mama już wie, że jestem jej synem. Pamięta moje imię.
    Mówił to tak radośnie, że pozytywny nastrój udzielił się pozostałym. W jego oczach nie pojawiła się nawet najmniejsza łezka. To było po prostu czyste szczęście.
    - Bardzo się cieszę. - powiedziała brunetka - Poznali już Lunę?
    Neville i Luna byli parą od czasu bitwy o Hogwart. Do tej pory nie zaręczyli się. Przez dwa lata pomagali w odbudowie szkoły i zajmowali się rodzicami chłopaka. Trochę podróżowali i po prostu byli szczęśliwi. Hermiona nie wiedziała, czy można być lepszą parą niż ta dwójka. Gdy się na nich patrzyło miało się ochotę po prostu ich przytulić. Tacy uroczy byli razem.
    - Nie, jeszcze nie. Lekarze mówią, że to zbyt dużo na raz. Muszą skupić się na jednej rzeczy lub osobie. Na początku przebywali w pokoju, w którym nie było nic oprócz czterech ścian sufitu i podłogi. Gdy oswoili się z tym wprowadzano im po kolei każda rzecz. Gdy zaczynali leczenie musiano im "wpisywać do mózgu" jedną konkretną rzecz raz na jakiś czas za pomocą magii. Z czasem można ten proces przyspieszać jednak wciąż powoli.
    - To brzmi jakby musieli od początku uczyć się tego, że żyją.
    Finnigan był pod wrażeniem tego, co usłyszał. Jak to ludzie nie wiedzą czym jest łóżko i tego typu rzeczy! Noworodek przyswaja więcej na raz.
    - Pamiętaj, że dużo przeszli. To jedyna skuteczna droga i chociaż gra jest trudna to warta świeczki. - wtrąciła się blondynka - To jego rodzice. Oni są tylko jedni. Na pewno zrobiłbyś dla swoich to samo.
    - Oczywiście, że tak. To nie podlega dyskusji.
    Nikt nie atakował chłopaka. Luna po prostu taka była. Mówiła to co myślała. Nic nie ukrywała ani niczego nie przemilczała. Stwierdziła suchy fakt. Nie po to, żeby dopiec młodemu czarodziejowi ani bronić swojego chłopaka. Chciała po prostu wyjaśnić jak ona to widzi.
    Jednak pośród nich jedna osoba miała inne zdanie. Oczywiście u jej przyjaciela to była zupełnie inna sytuacja ale ona nigdy by tego swoim rodzicom nie zrobiła. Miała tą możliwość, ponieważ odnalazła rodziców w Australii, jednak nie mogła się na to zdecydować. Zafundować im takie piekło w imię czego? Nie to by ich zbyt bardzo wyczerpało. Nie udało jej się odczarować państwa Granger. Zaklęcie "obliviate" nadal działało i nie pamiętali, że mają córkę.
    Właśnie po to wracała do Hogwartu. Musiała, po prostu MUSIAŁA zdjąć z nich urok. Niebezpieczeństwo minęło i nikt im już nie zagrażał. W szkole będzie ćwiczyć. McGonagall jej pomoże a potem powróci do Australii stanie przed nimi i....
    - Trzeba już się przebierać zaraz wysiadamy.
    Głos Nevilla wyrwał ją z zamyślenia. Faktycznie, byli już blisko.
    Przebrali się i gdy dojechali, wzięli swoje torby za pomocą zaklęć i wysiedli. Udali się do powozów ciągniętych przz testrale. Teraz chyba każdy z siódmego roku je widział. Nie było osoby, która nie zobaczyła jak umiera jej ktoś bliski.
    Podczas drogi spotkali mnóstwo znajomych, których przeoczyli w pociągu. Uściskom i całusom nie było końca. Do powozu wsiedli jeszcze z jedną krukonką (okazało się, że to dziewczyna Finnigana) i Parvati. Rozmawiali o tym, co robili poza szkołą i czego spodziewają się nauczyć w tym roku.
    Powozy szybko dojechały. Uczniowie wchodząc do zamku spotykali kolejnych znajomych przez co wejście trwało kilka razy dłużej niż zazwyczaj. Gdy usadowli się przy stołach w Wielkiej Sali profesor McGonagal podeszła do miejsca, z którego zwykle przemawiał Dumbledore. Poprosiła o ciszę ze względu na mających się zjawić pierwszorocznych.
    Gdy wszyscy już zamilki weszly dzieci, które pierwszy raz zawitały do Hogwartu. Wszyscy uczniowie patrzyli na nich rozczuleni. W końcu od każdego innego ucznia dzieliły ich aż dwa lata! Oczy Hermiony Granger śmiały się gdy patrzyła na malutką dziewczynkę zestresowaną bardziej niż Harry podczas walki ze smokiem. Miała istną szopę na głowie. Jej włosy były kasztanowe i bardzo napuszone. Oczy miała brązowe a przez jej nizutki wzrost dostrzeżenie jej w tłumie było praktycznie niemożliwe.
    - Hej Granger! Co się tak cieszysz?
    Zapytał Dean Thomas obok którego siedziała. Chłopak wcale się nie zmienił. Ciemnoskóry z lekkim afro na głowie. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała.
    - Widzę siebie. - odpowiedziała - Spójrz na tą niską dziewczynkę. Wygląda jak ja w pierwszej klasie.
    - Ej faktycznie! Tylko dużo niższa.
    - Ciekawe gdzie ją przydzielą.
    - Z tego co wiem to Hermiona Granger trafiła do Gryffindoru.
    Ludzie siedzący obok nich zaczęli się śmiać.
    Po krótkiej przemowie pani dyrektor o wolności, równości i braterstwie, przy której Seamus wyglądał dumnie jak paw, tiara odśpiewała piosenkę o rodzinie. Utwór był o tym jak ważne jest pamiętać o tym co było, żyć tym co jest teraz ale również dbać o to, by jutro było lepsze. W tym wszystkim ma nam pomóc rodzina. Nie tylko ta załączona więzami krwi ale również przyjaźni i miłości. Rodzina ma również pomóc w pokonywaniu własnych słabości i lęków oraz zapewnić wsparcie.
    W duchu wszyscy przyznali tiarze rację. Kto jeśli nie wymieniona rodzina zawsze powinien być przy nas?
    Nadszedł czas na przydział domów. Najwięcej dzieci trafiło do Puchonów. Najmniej do Gryffindoru. Mała dziewczynka, która wyglądała jak Hermiona, trafiła do Ravenclawu. Okazało się, że nazywa się Argona Ankiriel.
    Po całej ceremionii i uczcie uczniowie rozeszli się do swoich domów. Wieża Gryffindoru znów ożyła. Hermiona wybrała dormitorium z Parvati i Padmą Patil i Luną.
    Oczywiście po błyskawicznym rozpakowaniu się każdy wyleciał do pokoku wspólnego i rozmawiał z kolegami i koleżankami z domu. Gwar był niemiłosierny. Wszyscy mieli sobie tyle do opowiedzenia. Z każdej strony słychać było tylko "stary myślałem, że nie wrócisz" albo "jak ja się stęskniłam" i naturalnie "a z tym i z tym masz kontakt".
    To cudowne, że tyle osób znów się zobaczyło. Poleciało wiele łez a w uśmiechach błyszczało wiele pięknych zębów. Nawet jeśli nikt z obecnych nie był idealny to w tej chwili wszystko, absolutnie wszystko wydawało się być idoskonałe. Nic nie mogło tego zepsuć.
    Nagle ktoś krzyknął głośniej niż reszta: "Ludzie!!! Mam piwo kremowe i dobrą muzykę!". Odpowiedział mu wiwat każdej osoby z pokoju wspólnego. Z zaczarowanego gramofonu zaczęła lecieć muzyka Fatalnych Jędz a butelki zaczęły brzęczeć przy tradycyjnym stukaniu. Ludzie zaczęli tańczyć a ci mniej rozrywkowi udali się do swoich dormitoriów.
    Hermiona wypiła dwie butelki i zatańczyła z Seamusem jeden kawałek i zniknęła w pokoju, który dzieliła z dziewczynami. Padma i Parvati już tam siedziały i chichotały.
    - Miona! Siadaj poplotkujemy.
Zwróciła się do niej Padma. Kasztanowłosa natychmiast pisnęła i rzuciła się na łóżko obok nich. Tarzały się przez chwilę i biły poduszkami.
    - Właśnie mówiłyśmy jak to cudownie, że Padma mogła przenieść się do Gryffindoru.
    - Tak, to fantastyczne ja również bardzo się cieszę. - odpowiedziała Hermiona - w końcu poznamy się lepiej.
    - Oczywiście. Już nie mogę się doczekać będzie nieziemsko.
    Dziewczyna mówiła to piszcząc przy ostatnim słowie i unosząc w górę ręce, co wywołało kolejną salwę smiechu i rzucania się poduszkami.
    Rozmawiały do późna. Około północy doszla do nich jeszcze Luna. Wszyscy wiedzieli jak dobrze tańczy Neville i nikogo nie zdziwiło, że skończyli się bawić jako jedni z ostatnich.
    Po omówieniu już wszystkich rzeczy jakie tylko przyszły im do głowy stwierdziły, że położą się spać. W końcu była trzecia w nocy a one muszą jutro wstać na zajęcia.
    Po przebudzeniu każda z dziewczyn wyglądała na ledwo żywą. Luna i Hermiona zrezygnowały z makijażu natomiast Padma i Parvati poprawiły cerę, zakryły cienie pod oczami i lekko podkreśliły oczy.
     Każda z dziewczyn znalazła koło swojego łóżka plan lekcji. Zajęcia dziewczyn różniły się nieznacznie, ponieważ wybrały inne zajęcia do kontynuacji. Bliźniaczki zaczynały od wróżbiarstea a Hermiona od obrony przed czarną magią. Luna wybrała historię magii. No cóż chyba jeden z najbardziej nudnych przedmiotów. Jej jednak się podobał i to wystarczyło.
    Na lekcji gryfonka poznała nowego nauczyciela.
    - Witam. Nazywam się Jacob Arthur Karol Pendragon i będę Was uczył obrony przed czarną magią.
    Takie przywitanie usłyszeli, gdy tylko weszli do sali. Nauczyciel wydawał się bardzo surowy i wymagający. Nie tolerował najmniejszych szeptów i prosto z mostu powiedział, że nie będą mieli tutaj lekko a zmiana przedmiotu możliwa jest tylko do końca tygodnia. Hermiona wiedziała co to co oznacza. W poniedziałek będzie tu niecała połowa spośród dzisiaj obecnych.
    Zaczęli od przedstawienia się i opowiedzenia kilku słów o sobie. Sam pan profesor Pendragon również w tym uczestniczył. Okazało się że mieszka w Sydney i zaprosiła go tu McGonagal. Podobno ród Pendragonów wywodzi się z domu Puchonów i mają oni dar magicznej więzi ze smokami.
    Puchoni którzy również byli na tej lekcji zachodzili w głowę czy nie są przypadkiem spokrewnieni z władcami smoków za co "na dzień dobry" dostali minus 15 punktów. Jak powiedział nauczyciel: "Nie ma to żadnego znaczenia. Taryfy ulgowej i tak nie będzie".
    Resztę nauczycieli już znała dzień mijał szybko. Czwartą lekcję stanowiły eliksiry. Prowadził je wciąż profesor Slughorn. Lekcja była luźna. Opowiadali sobie co robili w przeciągu dwóch lat.
    - Panno Granger, a co robi pan Potter? Dlaczego go tu nie widzę?
    No i zaczęło się. Wiedziała, że to w końcu nastąpi. Zdziwiła się nawet, że tak późno.
    - Harry pracuje. Ma żonę i uważa, że nie zostawi jej żeby dokończyć naukę.
    - No cóż to jego wybór. Jednak głupi po prostu.
    Cała sala zakrztusiła się śmiechem. Hermiona również. Profesor nie zorientował się wcale, co oczywiście śmieszyło uczniów jeszcze bardziej. Musiała mu to napisać. Chociaż może jednak nie. Jak powie mu to w święta to dopiero będzie coś. Da się pokroić za zobaczenie tej miny.
    Na ustach gryfonki zagościł wredny uśmieszek, co nie uszło uwadze Seamusa siedzącego obok niej.
    - Potter się dowie, co?
    - Oczywiście. Już sobie wyobrażam jego minę.
    - Zrób zdjęcie. Ja też chcę to zobaczyć.
    Uśmiechnęła się w odpowiedzi jeszcze szerzej. Jak dobrze było wreszcie tu wrócić. Musiała przyznać jednak rację profesorowi od eliksirów. Głupio się stało, że wróciła tu sama, że złota trójca już nie istnieje a tylu jej znajomych zginęło podczas wojny z Voldemortem. To było straszne. Głupie po prostu - lepszych słów nie znalazła.
    Cały dzień myślała później jak to było. Pamiętała jak dziś wszystkie akcje z chłopcami. Przywoływała wspomnienia jak pokonali trola w pierwszej klasie, uratowali Syriusza w trzeciej a w czwartej pomimo głupiej kłótni Harrego u Rona dalej razem się trzymali. Najchętniej cofnęłaby czas i powtórzyła to wszystko. Z wyjątkiem udanego powrotu Voldemorta pod koniec czwartej klasy i późniejszych zdarzeń z tym związanych.
    To było najgorsze co ich spotkało. Pierwsza śmierć, którą zobaczył Harry z wyjatkiem rodziców. Śmierć Cedrika.
    Chłopak mówił, że już się z tym pogodził. Ona podejrzewała, że to nieprawda. Takich rzeczy się nie zapomina. Pierwszy martwy człowiek, którego się widziało już na zawsze zostaje w naszej głowie. Można sobie z tym radzić lepiej lub gorzej ale pamięta się zawsze.
    Cedrik znalazł się tam wtedy przypadkiem. Na cmentarzu miał znaleźć się tylko Harry. Drugi uczeń Hogwartu po prostu źle trafił. Był zbyt zdolny i dał radę złapać puchar razem z gryfonem. Nie mieli pojęcia, że to świstoklik ale to co się stało, to się nie odstanie.
    Podziwiała swojego przyjaciela. Ona prawdopodobnie nie dałaby rady żyć z takimi wspomnieniami. Oczywiście widziała wielu nieżywych ludzi w tym kolegów ze szkoły ale oni nie zginęli, bo wpadli w sidła zastawione na nią. To była zupełnie inna bajka i zupełnie inne odczucia.
    Z takim natłokiem myśli poszła zobaczyć się z Hagridem. Tak bardzo za nim tęskniła. Nawet za herbatką i ciasteczkami tak twardymi, że można było połamać sobie zęba.
    Na zewnątrz było chłodno. Miała na sobie tylko koszulę, spodnie i szatę szkolną. Żałowała, że nie wzięła sweterka.
    Gdy pukała do drzwi chatki gajowego czuła zdenerwowanie. W prawdzie widziała się z nim podczas odbudowy zamku ale to nie to samo. Teraz znów miała wrażenie, że jest w zamku na pierwszym roku.




Witajcie.
Notka ukazała się wczesniej, co jednak nie oznacza, że jest lepsza niż planowałam. Raczej wręcz odwrotnie. Uważam ten rozdział za trochę krótki i niezbyt ciekawy jednak pamiętajmy, że to dopiero początek.
Staram się pisać zgodnie z oryginalną wersją zdarzeń. Chodzi mi szczególnie o to, kto przeżył bitwę, kto z jakiego domu pochodzi itd. jednak zmieniam to na potrzeby swojego opowoadania. W końcu to fanfiction:)
Dajcie znać, co o tym sądzicie. Za każdą uwagę będę wdzięczna:)
Pozdrawiam
Pani Black

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz